Pieszo z Łodzi do Żeromina i powrót (44 km w 24 godziny)

Powrót

Wyruszyliśmy w 16 osób (8 dziewczyn i 8 chłopaków). Wystartowaliśmy o godz. 15:30 spod McDonalda przy ul. Rzgowskiej. Od samego początku główną atrakcją była decyzja Konrada Żeromińskiego, że będzie szedł z nogą w gipsie. Gdzie się da jechał na wózku inwalidzkim, a po lasach i polach szedł o kulach. Szliśmy do Matki Bożej Żeromińskiej, a zatem nazwisko Konrada zobowiązywało go do wzięcia udziału w tej pierwszej pielgrzymce pieszej do Żeromina.

Zdjęcia są tutaj

Podczas drogi przeszliśmy nad S8, potem nad A1. To rzadkie sytuacje, żeby się zatrzymać i popatrzeć z góry na pędzące samochody. Kilka osób próbowało opanować pchanie Konrada z uniesionymi przednimi kółkami wózka. Najlepiej udało się to Danielowi, ale wszyscy się starali. Po drodze odmówiliśmy też różaniec - trochę po łacinie i trochę po polsku.

Nasza wyprawa była też pierwszą pieszą pielgrzymką do Żeromina. Rok temu powstała tam grota poświęcona Matce Bożej. W tej grocie będziemy spali! Przy grocie są bijące źródła wody. Gdy przekroczyliśmy autostradę A1 byliśmy już w pobliżu wioski Żeromin. Wtedy zaczęli dołączać do nas ludzie. Zasugerowali też, ze względu na wózek, aby iść wzdłuż autostrady, a nie lasem. Mieliśmy eskortę samochodową na przedzie i na tyłach naszej małej kolumny. Szczególnie ważny był samochód z tyłu, który ochraniał nas, gdy wyszliśmy na ulicę. Ale też oświetlał nam drogę pod nogami.

Ponieważ grota Matki Bożej jest w szczerym polu - ostatnie 2 km szliśmy właśnie polną drogą. Ale... mijał nas samochód za samochodem. Na wspólną modlitwę zjeżdżali się mieszkańcy okolicznych miejscowości. Przyjechał też o. Paweł Sawiak SJ, który miał właśnie krótką przerwę podczas rekolekcji w Porszewicach. Dojechali też rodzice oraz sympatie wędrującej młodzieży. Nasza wspólna modlitwa w wigilię Matki Bożej Częstochowskiej zamieniła się w modlitwę o uzdrowienie i uwolnienie. Bardzo nas ta modlitwa zjednoczyła. W Eucharystii wzięło udział ok. 300 osób. Byliśmy bardzo zaskoczeni tą sytuacją, bo nie spodziewaliśmy się, że na nocną modlitwę przyjdzie tak dużo osób. Eucharystia rozpoczęła się o godz. 21:37.

Po Eucharystii mieliśmy jeszcze ognisko, na którym zostali rodzice oraz niektórzy mieszkańcy okolic. Wszystko zakończyło się o północy. Podczas Eucharystii, która była na grocie, zobaczyliśmy, że przez obecność źródeł dookoła, wszystko bardzo szybko staje się wilgotne. Trochę obawialiśmy się nocy. Ale szybko okazało się, że w samej grocie wilgoci nie ma. To bardzo ciekawe zjawisko. Wilgoć pojawiła się dopiero ok. 4 nad ranem, wraz z mgłą. To sprawiło, że w nocy niektórzy przykrywali śpiwory płaszczami przeciwdeszczowymi :)

Wstaliśmy po godz. 7:00. Przed godziną ósmą dojechało dwoje rodziców. Asia i Adam. Asia przywiozła nam drożdżówki oraz gar ciepłej herbaty i kawy. To było bardzo miłe zaskoczenie. Natomiast Adam zapakował cały samochód naszymi rzeczami, dzięki czemu mogliśmy iść z lżejszymi plecakami. Przed nami było ok. 25 km. Wyszliśmy o godz. 8:45.

Po wieczornej Eucharystii wróciło do domu trzech wędrowców - Inga, Sylwia i Gabryś. A dołączył do nas Filip. Dlatego drugiego dnia szliśmy w 14 osób. Pierwsze 3 km, które szliśmy polami, Konrad podjechał z Asią. To była bardzo dobra decyzja. Droga była takimi polami, że samochód z ledwością przejechał.

Pierwszy nasz postój był w centrum Tuszyna. Zjedliśmy tam drugie śniadanie, niektórzy też szarpnęli się na lody. Droga dalej była przyjemna, ale po 10 km najmłodszym zaczęły już szwankować nogi. W lesie za Tuszynem mieliśmy pierwszy postój na którym młodzi wędrowcy mieli masowane nogi i stopy. Od tego momentu co kilka minut słyszeliśmy refren "daleko jeszcze?". Wiedzieliśmy, że nie dojdziemy do końca - a planowaliśmy dojść do ul. Pabianickiej, gdzie mieliśmy zatrzymać się u Iwonki i Adama na grillu. Pojawił się pomysł, że dojdziemy do cmentarza w Starej Gadce i tam podjedziemy autobusem. Mieliśmy w ten sposób zaoszczędzić 5 km. W najmłodszych wstąpiła nadzieja.

Ostatni postój mieliśmy tuż przy trasie S8. Usiedliśmy na nieużywanym chodniku. Niektórzy dawali już wyraźny komunikat - jak usiądę, to nie wstanę. :) Motywacji dodał wszystkim Daniel. Sprawdził godziny autobusu w soboty i powiedział. Do autobusu mamy godzinę, a trasa przed nami 5 km. Była szansa, że zdążymy. Poderwaliśmy się wszyscy i dobrym tempem rozpoczęliśmy ostatni odcinek. Ale nie udało się nam tego tempa utrzymać. W Rzgowie zakończyliśmy wędrówkę. Podzieliliśmy się na trzy grupy dojazdowe: Daniel, Ania i Julek - zostali odebrani przez mamę Ani z przystanku. Adam odebrał sześć osób z McDonalda w Rzgowie. A w 5 osób podjechaliśmy na grilla autobusem.

Można powiedzieć, że nasza wędrówka rozpoczęła się w McDonaldzie przy ul. Rzgowskiej w Łodzi, a zakończyła się w McDonaldzie w Rzgowie. Podczas grilla byliśmy już tak zmęczeni i zaaferowani pysznymi kiełbaskami, które przygotował Adam, że nawet zapomnieliśmy zrobić jakiekolwiek zdjęcie. Ale był to piękny finisz naszej wędrówki do Matki Bożej Żeromińskiej.

Nasza ekipa:
Panie: Inga, Sylwia, Agnieszka, Iwona, Paulina, Ania, Anastazja, Kasia.
Panowie: Konrad, Adam, Kacper, Filip, Daniel, Julian, Gabryś, August, Remi.